Forum HARRY  POTTER Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
[Ebook] Quidditch przez wieki
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum HARRY POTTER Strona Główna -> Książki HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:34, 22 Sie 2007    Temat postu: [Ebook] Quidditch przez wieki



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez MartorRodon dnia Czw 5:42, 23 Sie 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:35, 22 Sie 2007    Temat postu:

PODZIĘKOWANIA
Wydawnictwo Media Rodzina i fundacja Comic Relief składają
serdeczne podziękowania wszystkim, którzy przyczynili się do powstania
tej książki, za ich czas, poświęcenie i szlachetną wspaniałomyślność
Dziękujemy Andrzejowi Polkowskiemu za tłumaczenie, perfektowi s.c.
za wykonanie przygotowalni, Jackowi Pietrzynskiemu za opracowanie
graficzne, Poznańskim Zakładom Graficznym SA za druk i oprawę,
International Paper Kwidzyn SA za papier i tekturę, hurtowni DiSO,
Firmie Księgarskiej Jacek Olesiejuk i Ogólnopolskiemu Systemowi
Dystrybucji Wydawnictw — Azymut za dystrybucję oraz księgarzom
za sprzedaż książki.
Fundacja Comic Relief została utworzona w 1985 roku przez grupę
brytyjskich komików i aktorów w celu gromadzenia środków na
wspieranie sprawiedliwości społecznej i walkę z nędzą- Każdy grosz
otrzymany przez fundację Comic Relief jest przekazywany tam, gdzie
jest najbardziej potrzebny, za pośrednictwem wiarygodnych organizacji
charytatywnych, takich jak Save the Children czy Oxfam. Dochód ze
sprzedaży tej książki na całym świecie zostanie przeznaczony na
pomoc dla najbiedniejszych społeczności w najuboższych krajach
świata. Fundacja Comic Relief jest zarejestrowaną w Wielkiej Brytanii
organizacją charytatywną (nr rejestru: 326568).
Tytuł oryginału: QUIDDITCH THROUGH THE AGES
Text copyright © J.K. Rowling 2001
Illustrations and hand lettering copyright © J.K. Rowling 2001
Copyright © 2002 for the Polish edition by Media Rodzina
The author asserts her moral rights to be identified as the author
of this work.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
ISBN 83-7278-019-6
Harbor Point Sp. z o.o
Wydawnictwo Media Rodzina
ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:39, 22 Sie 2007    Temat postu:

Kennilworthy Whisp
QUIDDITCH
PRZEZ WIEKI


MEDIA RODZINA
we współpracy z

Londyn, ul. Pokątna 129B
Przełożył
Andrzej Polkowski


MEDIA RODZINA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:40, 22 Sie 2007    Temat postu:

Pochlebne opinie o książce:
Dzięki żmudnej pracy badawczej Kennilworthy'ego
Whispa uzyskaliśmy dostęp do niezwykle cennej
skarbnicy nieznanych uprzednio faktów
dotyczących tej najpopularniejszej gry
czarodziejów. Fascynująca lektura.
Bathilda Bagshot, autorka Historii magii
Whisp napisał naprawdę wspaniałą książkę. Fani
quidditcha z pewnością uznają ją za pouczającą
i ciekawą.
Redaktor czasopisma "Jak wybrać miotłę"
Wyczerpująca praca na temat pochodzenia i historii
quidditcha. Gorąco polecam.
Brutus Scrimgeour, autor Biblii pałkarza
Pan Whisp jest bardzo obiecującym autorem. Jeśli nadal
będzie się tak dobrze spisywał, może się doczekać
wspólnego zdjęcia ze mną!
Gilderoy Lockhart, autor Mojego magicznego ja
Założę się o wszystko, że to będzie bestseller. Proszę
bardzo, czekam na chętnych.
Ludo Bagman, pałkarz reprezentacji Anglii
i Os z Wimbourne
Czytałam gorsze rzeczy.
Rita Skeeter, "Prorok Codzienny"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:40, 22 Sie 2007    Temat postu:

O autorze
KENNILWORTHY WHISP jest cenionym znawcą quid-
ditcha (i, jak sam mówi, jego fanatykiem). Napisał
wiele książek na temat tej popularnej w świecie czarodzie-
jów gry, w tym Cud Wędrowców z Wigtown, Latał jak szale-
niec (biografia Daia Llewellyna „Groźnego") i Jak pokonać
tłuczka — taktyki obronne w quidditchu.
Kennilworthy Whisp albo przebywa w swoim domu
w Nottinghamshire, albo towarzyszy drużynie Wędrow-
ców z Wigtown, której jest zagorzałym kibicem. Jego hob-
by to triktrak, kuchnia wegetariańska i kolekcjonowanie
markowych mioteł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:41, 22 Sie 2007    Temat postu:

Spis rzeczy
Przedmowa 7
Rozdział pierwszy: Ewolucja latającej miotły 11
Rozdział drugi: Starodawne gry miotlarskie 13
Rozdział trzeci: Gra z Queerditch Marsh 16
Rozdział czwarty: Pojawienie się złotego znicza 20
Rozdział piąty: Antymugolskie środki bezpieczeństwa 24
Rozdział szósty: Zmiany w quidditchu od XIV wieku 26
Boisko 26
Piłki 29
Gracze 32
Przepisy 36
Sędziowie 39
Rozdział siódmy: Drużyny brytyjskie i irlandzkie 40
Rozdział ósmy: Quidditch na świecie 47
Rozdział dziewiąty: Ewolucja miotły sportowej 55
Rozdział dziesiąty: Quidditch dzisiaj 59


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:41, 22 Sie 2007    Temat postu:

Przedmowa
Quidditch przez wieki jest jedną z najpopularniejszych
książek w szkolnej bibliotece Hogwartu. Pani Pince,
nasza bibliotekarka, powiedziała mi, że uczniowie „kłócą się o nią, wydzierają ją sobie z rąk, ślinią się na sam jej widok i w ogóle obchodzą się z nią w sposób niemożliwy do zaak-
ceptowania", co jest niewątpliwym komplementem dla każ-
dej książki. Każdy, kto regularnie sam grywa w quidditcha
albo przynajmniej chodzi na mecze, będzie się rozkoszował
książką pana Whispa, a wzbudzi ona również zachwyt tych,
którzy interesują się szerzej pojętą historią świata czarodzie-
jów. Można powiedzieć, że podobnie jak społeczność czaro-
dziejów stworzyła i rozwinęła quidditcha, tak i quidditch
stworzy! i rozwinął społeczność czarodziejów. Quidditch jest
tym, co nas łączy w sposób szczególny, bo dzięki niemu
przeżywamy wspólnie chwile radości, triumfu i rozpaczy (ta
ostatnia często bywa udziałem kibiców Armat z Chudley).
Muszę wyznać, że nie było mi łatwo przekonać panią
Pince, by na jakiś czas rozstała się z jedną ze swoich ksią-
żek, aby można ją było skopiować i udostępnić szerszemu
gronu czytelników. Kiedy jej powiedziałem, że książka
pana Whispa ma być udostępniona mugolom, po prostu
zaniemówiła i na kilka minut zamarła, jakby ją poraził pio-
run, a kiedy już przyszła do siebie, natychmiast zapytała,
czy postradałem zmysły. Z przyjemnością zapewniłem ją,
że czuję się znakomicie, po czym wyjaśniłem, dlaczego
podjąłem tak niesłychaną decyzję.

Mugole dobrze znają działalność fundacji Comic Relief,
ale dla czarodziejów i czarownic, którzy kupili tę książkę,
powtórzę tu, co powiedziałem pani Pince. Comic Relief wy-
korzystuje śmiech do walki z nędzą, niesprawiedliwością
i ludzkim nieszczęściem. Organizowane przez tę fundację
rozmaite formy masowej rozrywki przynoszą wielki dochód
(174 miliony funtów angielskich od początku działalności
fundacji w 1985 roku — a więc ponad 34 miliony gale-
onow). Kupując tę książkę — a radzę ją kupić, bo jeśli bę-
dziecie zbyt długo ją czytać, nie wydając ani knuta, spadnie
na was klątwa złodzieja — również i wy wnosicie swój
wkład w to szlachetne dzieło.
Minąłbym się z prawdą, gdybym powiedział, ze to wy-
jaśnienie zadowoliło panią Pince i wystarczyło, by z rado-
ścią wydała jedną ze swoich książek w ręce mugoli. Wręcz
przeciwnie, natychmiast zaproponowała kilka innych roz-
wiązań, na przykład, żebym oznajmił ludziom z Comic Re-
lief, ze w bibliotece Hogwartu wybuchł pożar i wszystkie
książki się spaliły, albo żebym po prostu udał, ze niespo-
dziewanie odszedłem z tego świata, nie pozostawiając żad-
nych instrukcji. Kiedy jej powiedziałem, że mimo wszystko
nie odwołam swojej decyzji, z wielkim oporem wręczyła mi
egzemplarz, ale w ostatniej chwili nerwy ją zawiodły i mu-
siałem siłą odrywać jej palce — jeden po drugim — za-
ciśnięte kurczowo na grzbiecie książki.
Choć usunąłem rutynowe zaklęcia, jakimi chroni się
książki z biblioteki Hogwartu, nie mogę ręczyć, że żadne
siady czarów nie pozostały. Powszechnie wiadomo, że kie-
dy się przekazuje pani Pince nowe woluminy, dodaje ona
na własną rękę różne niezwykłe zaklęcia i uroki. Sam się

o tym przekonałem, kiedy w ubiegłym roku zamyśliłem się
nad egzemplarzem Teorii transmutacji transsubstancjalnej i za-
cząłem machinalnie bazgrać ołówkiem na otwartej przede
mną stronicy. Ciężki wolumin natychmiast wygrzmocił
mnie po głowie. Dlatego radzę ostrożnie obchodzić się z tą
książką. Nie wyrywajcie kartek. Nie wypuszczajcie jej z rąk
podczas lektury w wannie. Możecie się bowiem spodzie-
wać, że pani Pince dopadnie was wszędzie i zażąda wysokiej
kary pieniężnej.
Pozostaje mi już tylko podziękować nabywcom tej książ-
ki za wsparcie fundacji Comic Relief i błagać mugoli, by nie
próbowali ćwiczyć quidditcha w domu. Jest to, oczywiście,
dyscyplina sportowa o charakterze całkowicie fikcyjnym
i tak naprawdę nikt w quidditcha nie gra. Korzystam także
z okazji, by życzyć drużynie Zjednoczonych z Puddlemere
wielu sukcesów w najbliższym sezonie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 15:51, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział pierwszy
Ewolucja latającej miotły
Jak dotąd nie znamy zaklęcia, które by pozwalało czaro-
dziejom latać samodzielnie, zachowując ludzką postać.
Latać mogą tylko ci animagowie, którzy przemieniają się
w latające stworzenia — a wiadomo, ze nie jest ich wielu.
Można, rzecz jasna, transmutować czarodzieja lub czarow-
nicę w nietoperza, który wzbije się w powietrze, lecz będzie
on miał nie tylko skrzydła, ale i mózg nietoperza, więc na-
tychmiast zapomni, dokąd zamierzał polecieć. Lewitacja
jest często spotykaną umiejętnością, ale naszym przodkom
stanowczo nie wystarczała, jako że kwitujący czarodziej
unosi się zaledwie pięć stóp nad ziemią. Chcieli więcej.
Chcieli latać jak ptaki, nie obrastając przy tym piórami.
Dzisiaj w każdym domu czarodziejów w Wielkiej Bryta-
nii jest przynajmniej jedna latająca miotła. Tak już do tego
przywykliśmy, że rzadko zadajemy sobie pytanie, jak to się
stało, że ten niepozorny przedmiot stał się jedynym legalnie
dozwolonym środkiem transportu? Dlaczego na Zachodzie
nie przyjął się latający dywan, tak ulubiony przez naszych
wschodnich braci? Dlaczego nie wymyśliliśmy latających
beczek, foteli, wanien? Dlaczego akurat miotły?
Od dawien dawna czarodzieje i czarownice słusznie stara-
li się zachować swoją wiedzę i umiejętności w tajemnicy
przed mugolami. Dobrze wiedzieli, że gdyby mugole pozna-
li wszystkie tajniki magii i czarodziejstwa, zapragnęliby wy-
korzystać je dla własnych celów. Dlatego zachowywali różne
środki ostrożności na długo przed ogłoszeniem Międzynaro-

dowego Kodeksu Tajności Czarodziejów. Jeśli mieli trzymać
czarodziejski środek transportu w swoich domach, musiało
to być coś nie rzucającego się w oczy, coś łatwego do ukry-
cia. Miotła nadawała się do tego idealnie, była przedmiotem
niedrogim i łatwym do przeniesienia. Nie trzeba było nic
wyjaśniać, gdy ją zobaczył jakiś mugol. Niemniej jednak
pierwsze latające miotły miały swoje słabe strony.
Źródła historyczne mówią, ze latających mioteł używa-
no w Europie już w 962 roku. W pewnym niemieckim ilu-
minowanym manuskrypcie z tego okresu znajduje się ilu-
stracja przedstawiająca trzech magów zsiadających
z mioteł. Ich miny wydają się świadczyć, ze nie było to zbyt
miłe przeżycie. Guthrie Lochrin, szkocki czarodziej piszący
w 1107 roku, wspomina o „zadku pełnym drzazg" i o „na-
brzmiałych hemoroidach", których się nabawił po krótkiej
przejażdżce z Montrose do Arbroath.
Średniowieczna miotła wystawiona w Muzeum Quiddi-
tcha w Londynie daje nam pewne pojęcie o niewygodach,
na jakie był narażony Lochrin (zob. ryc. A). Gruba, sękata
rączka z nie polakierowanego jesionu, pęk leszczynowych
witek przywiązany topornie do jednego końca — całość
nie jest ani wygodna, ani aerodynamiczna. Taką miotłę wy-
posażono w najprostsze magiczne właściwości: mogła latać
tylko do przodu, i to z jednakową szybkością, wznosić się,
opadać i zatrzymywać.
W owych czasach rodziny czarodziejów same robiły so-
bie miotły, więc można się spodziewać, ze bardzo się róż-
niły szybkością i wygodą podróżowania. W XII wieku cza-
rodzieje nauczyli się jednak wymiany usług, tak ze zręczny
wytwórca mioteł mógł wymieniać je ze swoim sąsiadem na

przykład na jakieś eliksiry, w których sporządzaniu ów
sąsiad się wyspecjalizował. A od kiedy miotły stały się bar-
dziej wygodne, zaczęto na nich latać nie tylko z chęci szyb-
kiego przeniesienia się z punktu A do punktu B, ale i dla
samej przyjemności latania.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:17, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział drugi
Starodawne gry miotlarskie

Gdy tylko ulepszono miotły na tyle, by można było na
nich dokonywać skrętów oraz regulować szybkość
i wysokość lotu, pojawiły się gry miotlarskie. Dawne ma-
nuskrypty i malowidła dają nam pewne wyobrażenie o za-
bawach naszych przodków. Niektóre z nich już nie istnieją,
inne przetrwały lub rozwinęły się w znane nam dzisiaj dys-
cypliny sportowe.
Uroczysty doroczny wyścig na miotłach, organizowa-
ny do dziś w Szwecji, znano już w X wieku. Zawodnicy
mają do pokonania dystans z Kopparberg do Arjeplog,
czyli nieco ponad trzysta mil. Trasa przebiega nad rezerwa-
tem smoków, a olbrzymie srebrne trofeum dla zwycięzcy
ma kształt szwedzkiego smoka krótkopyskiego. W naszych

czasach wyścig ten zyskał rangę międzynarodową i czaro-
dzieje wszystkich narodowości zbierają się raz do roku
w Kopparberg, by obserwować start, a następnie deporto-
wać się do Arjeplog, by oklaskiwać tych zawodników, któ-
rym uda się dotrzeć do mety.
Słynne malowidło "Gunther der Gewalttatige ist der
Gewinner" {Gunther Gwałtownik jest zwycięzcą} z 1105 ro-
ku ukazuje wczesnośredniowieczną grę niemiecką zwaną
stichstock'. Na szczycie wbitej w ziemię, wysokiej na 20
stóp tyczki umieszczano nadmuchany pęcherz smoka. Je-
den z graczy poruszających się na latających miotłach był
obrońcą tego pęcherza. Obwiązywano go w pasie liną przy-
mocowaną do tyczki, tak że mógł się od niej oddalić zaled-
wie na dziesięć stóp. Reszta graczy po kolei atakowała pę-
cherz, usiłując przebić go specjalnie zaostrzonym końcem
miotły. Obrońca mógł używać różdżki do odparcia tych
ataków. Gra kończyła się, gdy któryś z zawodników przebił
pęcherz albo gdy obrońcy udało się wyeliminować wszyst-
kich zawodników zaklęciami, albo kiedy sam zemdlał z wy-
czerpania. Stichstock zanikł w XIV wieku.
W Irlandii kwitła gra zwana aingingein, temat wielu
irlandzkich ballad (legendarny czarodziej Fingan Nieustra-
szony był w niej podobno mistrzem). Gracze brali po kolei
piłkę zwaną dom2 (był nią kozi woreczek żółciowy) i przela-

1 Gra znana w dawnej Polsce, głownie na Śląsku, jako „sztychsz-
tok" (przyp. tłum.)
2 Dom — po irlandzku "do mnie". Być może odpowiednikiem
tej gry w Polsce byt wspominany w niektórych źródłach średnio-
wiecznych "opat", w którym używano piłki zwanej "bumba" (przyp.
tłum.)

tywali na miotłach przez rząd płonących beczek bez dna,
umieszczonych na wysokich tyczkach. Dom trzeba było
przerzucić przez ostatnią beczkę. Zwycięzcą zostawał
gracz, który dokonał tego w najkrótszym czasie i nie zajął
się przy tym ogniem.
W Szkocji narodziła się gra miotlarska, którą można
uznać za najbardziej niebezpieczną — creaothceann. Gra
ta opisana jest w tragicznym poemacie celtyckim z Xl wie-
ku. Oto przekład pierwszej strofy:
Stanęli rzędem gracze, tuzin mocarzy o obliczach jasnych,
Rzemieniami mocują kotły, w niebo patrzą, gotowi do lotu,
Już słyszą wrzask rogu. już pod chmury wzbijają się śmiało,
Lecz śmierć szybuje wraz z nimi, bo już dziesięciu wybrała.
Każdy z graczy miał przywiązany do głowy mosiężny
lub żelazny kociołek. Na dźwięk rogu lub bębna podry-
wali się do lotu, a w tym samym momencie z wysoko-
ści stu stóp zaczynały spadać na ziemię zaczarowane ka-
mienie. Gracze starali się unikać zderzenia z kamieniami
i łapać je w kociołki. Wygrywał ten, komu udało się ze-
brać najwięcej kamieni. Dla wielu szkockich czarodzie-
jów creaothceann był najwyższym sprawdzianem męs-
kości i odwagi. Pomimo wielu wypadków śmiertelnych
gra cieszyła się wielką popularnością w średniowieczu —
zabroniono jej dopiero w 1762 roku. W latach sześć-
dziesiątych XX wieku, Magnus Macdonald, znany jako
Wyszczerbiona Makówka, prowadził kampanię na rzecz
przywrócenia tej gry, ale Ministerstwo Magii pozostało
nieugięte.

W Anglii, w hrabstwie Devon, chętnie grywano w shunt-
bumps3 Była to brutalna gra, w której jedynym celem było
zwalenie rywali z miotły; wygrywał ten gracz, któremu uda-
ło się utrzymać na miotle do końca.
Swivenhodge to gra, która narodziła się w Hereford-
shire. Podobnie jak w niemieckim stichstocku, używano
w niej nadmuchanego pęcherza, zwykle świńskiego. Gracze
siedzieli tyłem na miotłach i odbijali pęcherz witkami, sta-
rając się przerzucić go ponad żywopłotem w stronę prze-
ciwnika. Jeśli przeciwnik nie odbił pęcherza, tracił punkt.
Wygrywał ten, kto zdobył pięćdziesiąt punktów.
W swivenhodge grywa się w Anglii do dzisiaj, choć ta
gra nigdy nie zdobyła zbyt wielkiej popularności. Shunt-
bumps przetrwał jako gra dziecięca. Natomiast w Queer-
ditch Marsh powstała w średniowieczu gra, która w przy-
szłości miała się stać najpopularniejszą dyscypliną sportową
w świecie czarodziejów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:18, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział trzeci
Gra z Queerditch Marsh

Naszą wiedzę o prymitywnych początkach quiddi-
tcha zawdzięczamy czarownicy Gertie Keddle, żyjącej
w XI stuleciu na skraju moczarów Queerditch Marsh. Na
nasze szczęście prowadziła ona pamiętnik, który obecnie znaj-

duje się w Muzeum Quidditcha w Londynie. Poniższe uryw-
ki z tego pamiętnika zostały przełożone z oryginału saksoń-
skiego, którego pisownia pozostawia wiele do życzenia.
Wtorek. Upał. Banda zza moczarów znowu zakłóciła
mi spokój. Latają na miotłach, zabawiając się w tę ich
głupią grę. Wielka skórzana piłka wylądowała w mojej
kapuście. Rzuciłam urok na osiłka, który po nią
przyleciał. Ha, ha, ty wielki, kudłaty wieprzku,
niełatwo latać na miotle, jak się ma kolana z tyłu, co?
Wtorek. Mokro. Byłam na moczarach, zbierałam
pokrzywy. Te wiejskie przygłupki znowu latały na
miotłach. Przyglądałam się przez chwilę, ukryta za
głazem. Mają nową piłkę. Rzucają ją do siebie i starają
się wybić w drzewa rosnące po obu stronach bagna.
Czysta głupota.
Wtorek. Wiatr. Przyszła Gwenog. Wypiłyśmy herbatkę
z pokrzywy, potem zaprosiła mnie do siebie. Skończyło
się na tym, że obie oglądałyśmy tych głupków latających
na miotłach nad bagnem. Był z nimi ten wielki szkocki
czarownik ze wzgórza. Teraz wśród nich śmigają
w powietrzu dwa ciężkie otoczaki. Pewnie je zaczarował,
bo kamienie wyraźnie starają się trafić w osiłków
i zwalić ich z mioteł. Niestety, nie dane mi było
zobaczyć, jak któryś z nich spada w bagno. Gwenog mi
powiedziała, ze często sama w to grywa. Okropne.
Wróciłam do domu z poczuciem wielkiego niesmaku.
Choć wszystko wskazuje na to, ze Gertie Keddle znała
nazwę tylko jednego dnia tygodnia, nieświadomie ujawniła

nam wiele ciekawych szczegółów tej pierwotnej formy quid-
ditcha. Po pierwsze, dowiadujemy się, ze piłka, która wy-
lądowała w jej kapuście, zrobiona była ze skóry, tak jak
współczesny kafel. Oczywiście nadmuchanym świńskim pę-
cherzem, używanym w owych czasach w innych grach mio-
tlarskich, trudno byłoby rzucać celnie, zwłaszcza podczas
wietrznej pogody. Po drugie, z zapisków Gertie wynika, że
gracze „starają się wybić {piłkę} w drzewa rosnące po obu
stronach bagna", a więc mamy tu najwyraźniej do czynienia
z wczesną formą dzisiejszych bramek. Po trzecie, pojawia się
wówczas pierwotna forma tłuczków. Bardzo ciekawa jest
wzmianka o „wielkim szkockim czarowniku". Czyżby to był
jeden z graczy w creaothceann? Czy można przyjąć, ze
wpadł na pomysł zaczarowania otoczaków, by śmigały nie-
bezpiecznie nad bagnem, zainspirowany kamieniami spa-
dającymi na ziemię w grze znanej w jego ojczystym kraju?
Następną wzmiankę o grze miotlarskiej, popularnej
w Queerditch Marsh, napotykamy dopiero całe stulecie
później, w liście, jaki czarodziej Goodwin Kneen napisał
do swojego norweskiego kuzyna, Olafa. Kneen mieszkał
w Yorkshire, co wskazuje na rozprzestrzenienie się owej
gry na wyspie w ciągu stu lat po tym, jak oglądała ją Ger-
tie Keddle. List Kneena znajduje się w archiwum norwe-
skiego Ministerstwa Magii.
Drogi Olafie!
Jak się miewasz? Ja czuję się dobrze, za to Gunhilda na-
bawiła się smoczej ospy.
W zeszłą sobotę zabawialiśmy się tą porywającą grą. zwa-
ną kwidditchem. Biedna Gunhilda nie mogła grać jako ła-

pacz i musiał ją zastąpić kowal Radulf. Drużyna z Ilkley po-
czynała sobie całkiem nieźle, ale uporaliśmy się z nią łatwo, bo
ćwiczyliśmy ciężko przez cały miesiąc. Wbiliśmy im czterdzie-
ści dwa gole. Radulfa trafił w głowę posok bo stary Ugga nie
zdążył odbić go maczugą. Te nowe bramki są znakomite. Po
trzy beczułki po obu stronach każda na wysokim palu. Dosta-
liśmy je od Oony z gospody. Tak się cieszyła z naszego zwycię-
sHva. ze przez całą noc raczyliśmy się u niej darmowym mio-
dem. Gunhilda była na mnie trochę zła, bo wróciłem nad
ranem. Oberwałem kilka paskudnych zaklęć, ale już odzy-
skałem palce.
Przesyłam ten Ust przez najlepszą sowę. jaką posiadam,
mam nadzieję, że doleci.
Twój kuzyn
Goodwin

Z tego listu widać dobrze, jak gra rozwinęła się w ciągu
stulecia. Żona Goodwina była "łapaczem" {catcher}4 — to
prawdopodobnie dawny termin oznaczający ścigającego.
"Posok" {blooder}, którym oberwał kowal Radulf, to
niewątpliwie dzisiejszy tłuczek, a stary Ugga niewątpliwie
grał jako pałkarz, skoro „nie zdążył odbić go maczugą".
Strzela się już nie w drzewa, ale w beczułki na wysokich pa-
lach. Brakuje jednak wciąż podstawowego elementu gry:
złotego znicza. Ten pojawił się dopiero w połowie XIII wie-
ku, a doszło do tego w dość dziwny sposób.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:26, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział czwarty
Pojawienie się złotego znicza
O
d początku XII wieku ulubioną rozrywką czarodzie-
jów i czarownic było polowanie na znikacza {snidget}.
Złoty znikacz (zob. ryc. B) jest dziś gatunkiem chronio-
nym, ale w owych czasach występował powszechnie w całej
północnej Europie, choć mugole rzadko go widywali, ze
względu na jego dużą szybkość i zdolność ukrywania się.
Małe rozmiary znikacza, w połączeniu z jego wyjąt-
kową zwinnością w powietrzu i umiejętnością wyprowa-
dzania w pole drapieżników, sprawiały, że był bardzo
trudnym łupem. Ten, kto złowił znikacza, zyskiwał po-
wszechną sławę. Dwunastowieczna tkanina ścienna, prze-
chowywana w Muzeum Quidditcha, ukazuje grupę czaro-
dziejów polujących na znikacza. Jedni niosą sieci, inni
trzymają różdżki, jeszcze inni próbują złapać znikacza
gołymi rękami. Często — co również znalazło wyraz na
owej tkaninie — znikacz ulegał zmiażdżeniu w dłoniach
żądnego sławy łowcy. Prawa część tkaniny ukazuje czaro-
dzieja, któremu udało się schwytać złotego ptaszka i który
w nagrodę otrzymuje worek złotych monet.
Polowanie na znikacza było sportem wysoce nagannym.
Każdy przyzwoity czarodziej musi kategorycznie potępić
uśmiercanie tych nieszkodliwych ptaszków dla samej roz-
rywki. Co więcej, polowanie na znikacza odbywało się zwy-
kle w biały dzień, co dawało mugolom wyjątkową sposob-
ność do zobaczenia czarodziejów i czarownic latających na
miotłach. Istniejąca wówczas Rada Czarodziejów nie była



jednak w stanie ograniczyć popularności tego sportu —
wydaje się zresztą, ze sama nie widziała w nim niczego
zdrożnego, jak zaraz zobaczymy.
Drogi rozwoju quidditcha i łowów na znikacze zbiegły
się w 1269 roku, podczas gry, w której brał udział sam
przewodniczący Rady Czarodziejów, Barberus Bragge.
Dowiadujemy się tego z relacji naocznego świadka, za-
mieszczonej w liście pani Modesty Rabnott z Kentu do jej
siostry Prudencji, mieszkającej w Aberdeen (również ten
list można zobaczyć na wystawie w Muzeum Quidditcha).
Według pani Rabnott, Bragge przyniósł na mecz klatkę
ze znikaczem i oznajmił graczom, że ten, kto złapie ptasz-
ka w trakcie gry, otrzyma sto pięćdziesiąt galeonów5.
Pani Rabnott opisuje, co się później wydarzyło:
Gracze natychmiast wzbili się w powietrze, zapominając
o kaflu i uchylając się przed posokami. Obaj obrońcy
porzucili kosze i przyłączyli się do łowów. (Biedny mały
znikacz miotał się rozpaczliwie nad polem gry, ale zebrani
wokół niego czarodzieje nie pozwalali mu uciec, miotając
w niego zaklęciami odpychającymi. (Dobrze wiesz, Pruniu,
jaki jest mój stosunek do polowania na znikacze i do czego
jestem zdolna, kiedy puszczą mi nerwy. Wybiegłam na pole
gry i wrzasnęłam: „Mości przewodniczący, to już nie jest
gra! Pozwólcie uciec temu biednemu ptaszkowi
i rozpocznijcie szlachetną grę w cuaditcha, którą wszyscy
przyszliśmy oglądać!" I wyobraź sobie, Pruniu, ten
nieokrzesaniec tylko się roześmiał i cisnął we mnie pustą
klatką! No, tego już było za wiele. Krew mnie zalała.
Kiedy biedny mały znikacz przelatywał obok, mnie, rzuciłam
zaklęcie przywołujące. Wiesz, że jestem w tym dobra, a trafić
było mi łatwiej, bo nie siedziałam na miotle. (Ptaszek, wpadł
mi prosto w ręce. Wepchnęłam go za dekolt i dałam drapaka.
No cóż, w końcu mnie złapali, ale zdążyłam przedrzeć
się przez tłum i wypuścić znikacza. Bragge był naprawdę
wściekły i przez chwilę lękałam się, że skończę jako rogata
ropucha, albo jeszcze gorzej, ale jego doradcy zdołali go
uspokoić i ukarano mnie tylko grzywną za przerwanie gry.
Dziesięć galeonów! Oczywiście nigdy w życiu nie miałam
dziesięciu galeonów, no i straciłam swój stary dom.
Tak, więc wkrótce przybędę i zamieszkam u Ciebie. Całe
szczęście, że nie zabrali mi hipogryfa. I powiem Ci,
Pruneczko, że gdybym tylko miała prawo głosowania, to
ten Bragge nie mógłby liczyć na mój głos.
Twoja kochająca siostra
Modesta
Dzięki swojej śmiałej interwencji pani Rabnott urato-
wała życie jednemu znikaczowi, ale nie mogła uratować
wszystkich. Pomysł przewodniczącego Bragge'a zmienił na

zawsze charakter quidditcha. Wkrótce podczas każdej gry
zaczęto wypuszczać z klatek złote znikacze i utarło się, że
jeden gracz w każdej drużynie, zwany łowcą, miał za zada-
nie wyłącznie schwytanie ptaszka. Śmierć znikacza koń-
czyła mecz, a drużyna owego łowcy otrzymywała dodatko-
we sto pięćdziesiąt punktów, na pamiątkę owych stu
pięćdziesięciu galeonów, które obiecał Bragge. Stało się też
zwyczajem, że zgromadzony wokół pola gry tłum przy po-
mocy zaklęć odpychających nie pozwalał znikaczowi uciec.
W połowie następnego stulecia złotych znikaczy było
już tak mało, że Rada Czarodziejów, której przewodniczyła
wówczas o wiele bardziej światła Elfrida Clagg, uczyniła te
ptaszki gatunkiem chronionym, zabraniając zarówno zabi-
jania ich, jak i wykorzystywania w quidditchu. W Somerset
utworzono Rezerwat Znikaczy imienia Modesty Rabnott.
Wtedy tez zaczęto gorączkowo poszukiwać czegoś, co za-
stąpiłoby znikacza podczas meczów quidditcha.
Wynalezienie złotego znicza przypisuje się czarodziejowi
Bowmanowi Wrightowi z Doliny Godrika. Podczas gdy
wszystkie drużyny w całym kraju próbowały znaleźć innego
ptaka, który by zastąpił znikacza, Wright, wytrawny zakli-
nacz metali, postawił sobie zadanie stworzenie piłki naśla-
dującej zachowanie i cechy znikacza. I udało mu się to,
sądząc po stosie pergaminów odnalezionych po jego śmierci
(obecnie są w posiadaniu prywatnego kolekcjonera), zawie-
rających listy zamówień z całego kraju. Złoty snitch6, jak na-
zwał Bowman swój wynalazek, był piłeczką wielkości orze-
cha włoskiego i ważył dokładnie tyle, ile znikacz. Jego
srebrne skrzydełka poruszały się ruchem obrotowym, jak
skrzydła znikacza, co pozwalało mu na błyskawiczną zmianę
kierunku lotu z szybkością i precyzją jego żywego prototy-
pu. W przeciwieństwie do znikacza, został jednak tak zacza-
rowany, by zawsze pozostawał w obrębie pola gry. Można
powiedzieć, że wynalezienie złotego znicza zakończyło pro-
ces, który rozpoczął się trzysta lat wcześniej na moczarach
Queerditch. Narodziła się gra czarodziejów, którą dzisiaj
znamy jako quidditch.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:26, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział piąty
Antymugolskie środki bezpieczeństwa

W 1398 r. czarodziej Zachariasz Mumps sporządził
pierwszy pełny opis gry w quidditcha. Zaczął od
podkreślenia konieczności zachowania podczas gry anty-
mugolskich środków bezpieczeństwa: „Należy wybrać te-
ren położony z dala od siedzib mugoli, jakieś dzikie torfo-
wisko lub wrzosowisko, i upewnić się, ze gracze nie będą
widoczni z daleka, kiedy wzbiją się na miotłach w powie-
trze. Jeśli wytycza się stałe boisko, warto je uzbroić w za-
klęcia antymugolskie. Najlepiej grac w nocy".
Ze środków bezpieczeństwa nie przestrzegano, można
wydedukować z formalnego zakazu grania w quidditcha
w promieniu pięćdziesięciu mil od najbliższego miasta lub
wsi, wydanego przez Radę Czarodziejów w 1362 roku.
Najwyraźniej popularność quidditcha bardzo szybko rosła,
bo Rada uznała za konieczne znowelizować ów zakaz już
w 1368 roku, uznając za sprzeczne z prawem granie w od-
ległości stu mil od siedzib mugoli. W 1419 roku Rada
wydała słynny dekret, w którym kategorycznie zabrania się
grać w quidditcha gdziekolwiek, „jeśli istnieje choćby naj-
mniejsza możliwość, że gracze mogą być zauważeni przez
jakiegoś mugola". Zakaz ten opatrzono złowrogim ostrze-
żeniem: „Każdy, kto złamie ów zakaz, będzie mógł pograć
sobie w ciemnym lochu i kajdanach".
Każdy czarodziej w wieku szkolnym wie, ze umiejęt-
ność latania na miotłach jest od dawna naszą najgorzej
strzeżoną tajemnicą. Niemal każda mugolską ilustracja
przedstawiająca czarownicę ukazuje ją na miotle, a choć
owe naiwne obrazki zwykle budzą w nas śmiech (na takich
miotłach nie dałoby się utrzymać w powietrzu ani przez
chwilę), przypominają nam, ze przez tyle stuleci byliśmy
tak niefrasobliwi i nieostrożni. Nie dziwmy się więc, ze dla
mugoli miotły zawsze wiążą się z czarami.
Odpowiednie środki bezpieczeństwa zostały prawnie za-
prowadzone dopiero mocą Międzynarodowego Kodeksu
Tajności Czarodziejów z 1692 r., który obarczał każde mini-
sterstwo magii odpowiedzialnością za wszelkie konsekwen-
cje czarodziejskich gier i dyscyplin sportowych rozgrywa-
nych na podlegających im terytoriach. W Wielkiej Brytanii
doprowadziło to do utworzenia Departamentu Czarodziej-

skich Gier i Sportów. Te drużyny quidditcha, które uparcie
nie stosowały się do zaleceń Ministerstwa Magii, zostały roz-
wiązane. Najbardziej znanym przykładem była szkocka dru-
żyna Łomotów z Banchory {Banchory Bangers}, słynna nie
tylko ze swoich kiepskich umiejętności, ale i z awantur po
meczach. W 1814 roku, po meczu ze Strzałami z Appleby
{Appleby Arrows} (zob. Rozdział siódmy), Łomoty nie tylko po-
zwoliły swoim tłuczkom odlecieć w ciemną noc, ale wypra-
wiły się na łowy na czarnego smoka hebrydzkiego, by uczy-
nić go swoją maskotką. Przedstawiciele Ministerstwa Magii
zdybali ich nad miastem Inverness i na tym zakończyła się
niechlubna kariera Łomotów z Banchory.
Obecnie drużyny quidditcha nie rozgrywają meczów na
swoich terenach, ale udają się do miejsc wyznaczonych przez
Departament Czarodziejskich Gier i Sportów, gdzie zacho-
wywane są niezbędne antymugolskie środki bezpieczeństwa.
Zgodnie ze światłymi radami Zachariasza Mumpsa sprzed
sześciu stuleci, boiska do quidditcha są dziś usytuowane bez-
piecznie na odległych od mugolskich osiedli wrzosowiskach
i torfowiskach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:33, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział szósty
Zmiany w quidditchu od XIV wieku
Boisko
Według Zachariasza Mumpsa czternastowieczne owalne
pole quidditcha miało długość pięciuset stóp i szerokość stu


osiemdziesięciu, z małym kołem środ-
kowym (około dwóch stop średnicy).
Stawał w nim sędzia (czyli quijudge7,
jak go wówczas nazywano) z czterema
piłkami, w otoczeniu czternastu graczy
obu drużyn. W chwili, gdy uwalniano
piłki (kafel był wyrzucany przez sędzie-
go; zob. „Kafel" poniżej), gracze wzbi-
jali się w powietrze. Za czasów Mumpsa
bramkami były wciąż wielkie kosze na
tyczkach (zob. ryc. C).
W 1620 roku Quintius Umfraville
napisał książkę zatytułowaną Szlachetny
sport magów, w której zamieścił plan sie-
demnastowiecznego boiska do gry
w quidditcha (zob. ryc. D). Widzimy tu
już pola bramkowe (zob. poniżej „Prze-
pisy"). Kosze są znacznie mniejsze i wy-
ższe niż za czasów Mumpsa.
Od 1883 roku zaprzestano używa-
nia koszy, zamieniając je na obręcze,
jakie znamy dzisiaj. Zmiana ta wywołała gwałtowne pro-
testy, jak widać z artykułu zamieszczonego w "Proroku
Codziennym" (zob. niżej). Boisko nie zmieniło się od tam-
tych czasów.




Oddajcie nam
nasze kosze!
Tak ubiegłego wieczoru wołali gracze
w quidditcha w całym kraju, kiedy rozeszła
się pogłoska, że Departament Czarodziej-
skich Gier i Sportów postanowił spalić ko-
sze używane od stuleci jako bramki.
„Nie przesadzajcie, wcale nie zamie-
rzamy ich spalić", powiedział wyraźnie ro-
zeźlony przedstawiciel departamentu, kie-
dy poprosiliśmy go o komentarz. „Kosze,
co chyba łatwo zauważyć, mają różne roz-
miary. Nie udało się wprowadzić standar-
dowej wielkości koszy, tak aby w całym
kraju bramki miały jednakowe rozmiary.
Chyba rozumiecie, że to sprawa elementar-
nej sprawiedliwości. Weźmy na przykład
drużynę spod Barnton. Ich własne bramki
to maleńkie koszyczki, tak małe, że trudno

w nie wcisnąć śliwkę. A bramki przeciwni-
ków to kosze wielkie jak pieczary Tak nie
może być. Ustaliliśmy po prostu obowią-
zujący wymiar obręczy, to wszystko. Czy
jest w tym coś złego? Teraz będzie spra-
wiedliwie".
W tym momencie przedstawiciel depar-
tamentu musiał ratować się ucieczką, bo
rozwścieczeni demonstranci obrzucili go
koszami różnych rozmiarów. Choć później
twierdzono, że owe zamieszki zostały wy-
wołane przez goblińskich prowokatorów,
nie ulega wątpliwości, że miłośnicy quiddi-
tcha w całej Wielkiej Brytanii nie mogą się
pogodzić z końcem tej gry, do jakiej przy-
wykli.
„Bez koszy to już nie to samo", po-
wiedział nam ponuro pewien pomarszczony
staruszek. „Pamiętam, jak byłem chłop-
cem, podpalaliśmy je dla hecy podczas gry.
A tych obręczy nie da się podpalić. Koniec
zabawy".
„Prorok Codzienny" z 12 lutego 1883 r.
Piłki
Kafel
Jak wiemy z pamiętnika Gertie Keddle, od najdawniej-
szych czasów kafel był sporządzany ze skóry. Początkowo
była to zwykła, niezaczarowana piłka skórzana, szyta, czę-
sto z rzemiennym uchwytem (zob. ryc. E), bo trzeba ją było
łapać i rzucać jedną ręką. Niektóre dawne kafle mają dziu-
ry na palce. Kiedy jednak w 1875 roku odkryto zaklęcie

uchwytu, pętle i dziury stały się zbędne, skoro zaczarowana
piłka sama przylegała do dłoni ścigającego.
Współczesny kafel ma dwanaście cali średnicy i jest piłką
bezszwową. Po raz pierwszy nadano mu barwę czerwoną
zimą 1711 roku, po meczu rozegranym w gęstej ulewie, gdy
trudno było go znaleźć w błocie boiska. Ścigających iryto-
wała też coraz bardziej konieczność nieustannego nurkowa-
nia ku ziemi, by odzyskać kafla, którego nie zdołali schwy-
tać w powietrzu. Wkrótce po nadaniu mu czerwonej barwy,
czarownica Daisy Pennifold wpadła na pomysł zaczarowania
kafla, by spadał na ziemię powoli, jakby przez wodę, co po-
zwalało ścigającym chwytać go w powietrzu. Taki kafel jest
używany do dzisiaj.


Tłuczki
Pierwszymi tłuczkami (zwanymi wówczas posokami) były,
jak widzieliśmy, latające kamienie, którym za czasów Mump-
sa nadawano kształt piłek. Miały one jednak jedną słabą
stronę: silne uderzenie wzmocnionej czarami pałki mogło

je roztrzaskać na drobne kawałki, co powodowało, że przez
resztę gry wszyscy gracze byli ścigani przez latający żwir.
Prawdopodobnie z tego powodu już na początku XVI
wieku niektóre drużyny zaczęły eksperymentować z tłucz-
kami wykonanymi z metalu. Agata Chubb, znawca daw-
nych wyrobów czarodziejskich, zidentyfikowała aż dwana-
ście ołowianych tłuczków z tego okresu, odnalezionych
na irlandzkich torfowiskach i angielskich moczarach. „To
z całą pewnością tłuczki, a nie kule armatnie", twierdzi
Chubb.
Widoczne są lekkie wgłębienia po uderzeniach
wzmocnionych zaklęciami pałek, można też dostrzec
szczególne cechy rzemiosła czarodziejów (już na
pierwszy rzut oka odróżniające ich wyroby od
rękodzieła mugoli): gładkość kształtu i doskonałą
symetrię. Ostatecznym dowodem jest fakt, że każda
z tych kuł zaczynała natychmiast śmigać po moim
gabinecie, próbując zwalić mnie z krzesła, gdy tylko
uwolniono ją z klatki.
Ołów okazał się jednak za miękki na tłuczki (każde nowe
wgłębienie na kuli wpływało na odchylenie wymaganego
idealnie prostego toru lotu). Dzisiaj tłuczki sporządza się
z żelaza. Mają dziesięć cali średnicy.
Tłuczki są tak zaczarowane, by nieustannie ścigały
wszystkich graczy. Jeśli nie wpłynie się na ich lot, atakują
najbliższego gracza, dlatego zadaniem pałkarzy jest odbija-
nie tłuczków jak najdalej od swojej drużyny.

Zloty znicz
Złoty znicz ma rozmiary orzecha włoskiego, a więc jest
wielkości złotego znikacza. Jest tak zaczarowany, aby jak
najdłużej unikać złapania. Opowiadają, że w 1884 roku, na
wrzosowisku Bodmin Moor w Kornwalii, złoty znicz nie
dawał się złapać przez sześć miesięcy, aż w końcu obie dru-
żyny zrezygnowały z gry, zdegustowane tak żałosnym po-
ziomem swoich szukających. Kornwalijscy czarodzieje
z tych okolic utrzymują do dziś, że ów znicz nadal żyje
gdzieś w tym torfowisku. Niestety, nie jestem w stanie po-
twierdzić prawdziwości tych opowieści.
Gracze
Obrońca
Pozycja obrońcy z całą pewnością istniała już w XIII wieku
(zob. Rozdział czwarty), choć jego rola zmieniła się od tego
czasu.
Według Zachariasza Mumpsa, obrońca
powinien pierwszy dotrzeć do swoich koszy
bramkowych, ponieważ jego zadaniem jest nie
dopuścić, by do któregoś z nich trafił kafel. Obrońca
powinien być świadom, że kiedy zapędzi się zbyt
daleko w drugi koniec pola gry, jego kosze mogą być
zagrożone przez przeciwników. Jednak szybki obrońca
może strzelić gola przeciwnikom, a następnie powrócić
na czas do swoich koszy, by udaremnić przeciwnikom

wyrównanie. Jest to sprawa jego osobistych
umiejętności i trafnej oceny sytuacji.
Wydaje się oczywiste, że za czasów Mumpsa obrońcy
działali podobnie jak ścigający, tyle że mieli dodatkowe za-
dania. Mogli poruszać się po całym polu gry i strzelać gole.
Kiedy w 1620 roku Quintius Umfraville pisał swo-
je dzieło Szlachetny sport magów, zadania obrońcy zostały
już jednak uproszczone. Pojawiły się już pola bramkowe
i obrońcy w zasadzie pozostawali w ich obrębie, strzegąc
swoich koszy bramkowych, choć mogli je opuszczać, by
onieśmielić atakujących ścigających lub zmusić ich do od-
wrotu.
Pałkarze
Pałkarze istnieli prawdopodobnie od czasu wprowadzenia
tłuczków. W ciągu stuleci ich zadania nie uległy wielu
zmianom. Ich głównym zadaniem było zawsze strzeżenie
pozostałych członków swojej drużyny przed tłuczkami,
a narzędziem pałki (niegdyś maczugi, jak widać z listu Go-
odwina Kneena; zob. Rozdział trzeci). Pałkarze nigdy nie
strzelali goli, nie ma też żadnych wzmianek wskazujących
na to, by łapali kafla.
Pałkarz musi odznaczać się dużą siłą fizyczną, by sku-
tecznie odbijać tłuczki. Dlatego na tej pozycji częściej niż
na innych grywali czarodzieje, a nie czarownice. Pałkarz
powinien również mieć znakomite wyczucie równowagi,
jako że czasami musi oderwać obie dłonie od miotły, by sil-
nie odbić tłuczek pałką trzymaną oburącz.

Ścigający
Ścigający to najstarsza pozycja w quidditchu, ponieważ
istotą tej gry było od początku wbijanie przeciwnikom goli.
Ścigający podają sobie kafla w locie i zdobywają dziesięć
punktów dla swojej drużyny za każde przerzucenie go
przez jedną z obręczy bramek przeciwnika.
Jedyna znacząca zmiana zaszła w 1884 roku, w rok po
wprowadzeniu jednowymiarowych obręczy na miejsce
dawnych koszy. Był nią przepis, zgodnie z którym na pole
bramkowe przeciwnika może wlecieć tylko ten ścigający,
który trzyma kafla. Jeśli w chwili strzału na polu bramko-
wym znajdzie się więcej niż jeden ścigający, gol nie mo-
że być uznany. Przepis ten wprowadzono, by udaremnić
„ogłupianie" (zob. niżej Faule), czyli manewr polegający na
tym, że dwóch ścigających wlatywało na pole bramkowe
i spychało obrońcę na bok, podczas gdy trzeci ścigający
strzelał gola do pustej bramki. Reakcja na ten nowy prze-
pis została odnotowana w „Proroku Codziennym" z owych
czasów.
Nasi ścigający
nie oszukują!
Taka była reakcja wstrząśniętych kibiców
quidditcha w całej Brytanii, gdy ubiegłego
wieczoru Departament Czarodziejskich
Gier i Sportów ogłosił wprowadzenie zaka-
zu „ogłupiania".

„Do ogłupiania obrońcy dochodziło co-
raz częściej", tłumaczył wczoraj wieczo-
rem wyraźnie znękany ciągłymi zapytania-
mi przedstawiciel departamentu. „Uwa-
żamy, że nowy przepis wyeliminuje przy-
padki ciężkich kontuzji, jakim coraz czę-
ściej ulegali obrońcy. Odtąd tylko jednemu
ścigającemu będzie wolno atakować obro-
ńcę. Gra stanie się bardziej czysta i spra-
wiedliwa".
W tym momencie przedstawiciel depar-
tamentu został zmuszony do ucieczki, po-
nieważ rozwścieczony tłum zaczął w niego
ciskać kaflami. Przybyli czarodzieje z De-
partamentu Przestrzegania Prawa i rozpę-
dzili tłum, który groził już, że „ogłupi" sa-
mego ministra magii.
Pewien piegowaty, sześcioletni miłoś-
nik quidditcha opuścił halę, zalewając się
łzami.
„Uwielbiałem ogłupianie", powiedział,
szlochając, reporterowi „Proroka Codzien-
nego". „Ja i mój tata bardzo lubiliśmy pa-
trzyć, jak ogłupiają obrońców. Już nigdy
nie pójdę na mecz".
„Prorok Codzienny" z 22 czerwca 1884 r.
Szukający
Szukającymi są zwykle najlżejsi i najszybsi zawodnicy. Mu-
szą mieć bystre oko i znakomicie trzymać się na miotle, by
móc złapać znicz jedną lub obiema rękami. Ponieważ schwy-
tanie znicza często przesądza o zwycięstwie, szukający od-
grywa bardzo ważną rolę w meczu, jest więc najczęstszym

celem brutalnych ataków zawodników drużyny przeciwni-
ka. Granie na pozycji szukającego to powód do szczególnej
dumy, jako że tradycyjnie bywają nimi zawodnicy najlepiej
latający na miotle. Zwykle jednak to oni odnoszą najcięższe
kontuzje. „Wyeliminować szukającego" to pierwsza zasada
Biblii pałkarza Brutusa Scrimgeoura.
Przepisy
W 1750 roku Departament Czarodziejskich Gier i Sportów
ogłosił następujące przepisy odnoszące się do gry w quiddi-
tcha:
1. Nie ogranicza się wysokości, na jaką gracze mogą się
wzbić podczas meczu, ale nie wolno im wylecieć poza gra-
nice boiska. Jeśli gracz przeleci poza linię boiska, jego dru-
żyna musi oddać kafla przeciwnikowi.
2. Kapitan drużyny może zażądać „czasu", czyli krótkiej
przerwy w grze, sygnalizując to sędziemu. Tylko wtedy
stopy graczy mogą dotknąć ziemi. Przerwa w grze może
trwać do dwóch godzin, jeśli mecz trwał już ponad dwana-
ście godzin. Jeśli drużyna nie wróci na boisko po dwóch go-
dzinach, zostanie zdyskwalifikowana.
3. Sędzia może zarządzać rzuty karne. Ścigający, który
wykonuje rzut karny, leci znad koła środkowego ku polu
bramkowemu przeciwnika. W polu bramkowym może po-
zostać tylko obrońca. Podczas wykonywania rzutu karnego
wszyscy pozostali gracze muszą trzymać się z boku.
4. Można odbierać kafla przeciwnikowi, ale w żadnym
przypadku nie wolno chwytać go za jakąkolwiek część ciała.

5. W przypadku kontuzji któregoś z graczy nie wolno
zastępować go innym. Drużyna musi grać dalej bez kontu-
zjowanego gracza.
6. Na pole gry można wnosić różdżki8, ale w żadnym
przypadku nie wolno ich użyć przeciw członkom drużyny
przeciwnika, przeciw ich miotłom, przeciw sędziemu, prze-
ciw piłkom lub przeciw któremukolwiek z widzów.
7. Mecz quidditcha kończy się wtedy, gdy zostanie zła-
pany złoty znicz, albo kiedy zgodzą się na to kapitanowie
obu drużyn.
Faule
Wiadomo, że „przepisy są po to, aby je łamać". W kroni-
kach Departamentu Czarodziejskich Gier i Sportów odno-
towano siedemset rodzajów fauli w quidditchu; wszystkie
z nich miały miejsce podczas finałów pierwszych mi-
strzostw świata w 1473 roku. Pełna lista tych fauli nigdy
jednak nie została podana do publicznej wiadomości. De-
partament uważa, że czarodzieje i czarownice, którzy by ją
zobaczyli, mogliby „ściągnąć jakieś pomysły".
Podczas gromadzenia materiałów do tej książki uzy-
skałem wgląd w dokumenty odnoszące się do tych fauli
i zgadzam się całkowicie z poglądem, że ich publikacja nie
leży w interesie publicznym. Tak czy inaczej dziewięćdziesiąt procent odnotowanych fauli jest obecnie niewykony-
walne, bo łączy się z użyciem różdżki podczas gry, a to zo-
stało zakazane już w 1538 roku. Jeśli chodzi o pozostałe
dziesięć procent, to z całą pewnością można stwierdzić, iż
większości z nich nie popełniłby dzisiaj nawet najbardziej
brutalny zawodnik. Oto przykłady: podpalanie ogona
miotły przeciwnika, atakowanie miotły przeciwnika ma-
czugą, atakowanie przeciwnika toporem. Nie oznacza to,
że współcześni gracze w quidditcha nigdy nie łamią przepi-
sów. Poniżej zamieszczam listę dziesięciu najczęstszych fau-
li. W pierwszej kolumnie podaję zwyczajową nazwę każde-
go z nich.
Nazwa Odnosi się Opistrał do wszystkich chwytanie za ogon miotły przeciwnika{blagging} graczy w celu spowolnienia lub zatrzymania jejlotuszarża do wszystkich nalatywanie na przeciwnika z zamiarem{blatching} graczy spowodowania zderzeniablok do wszystkich blokowanie swoją miotłą rączki miotły{blurting} graczy przeciwnika w celu wytrącenia go z kursustłuczka tylko do wybijanie tłuczka w kierunku widowni,{bumping} pałkarzy powodujące zatrzymanie gry w celuochrony widzów; czasami wykorzystywaneprzez niegodziwych graczy w celupowstrzymania ścigającego od strzeleniagolaszturch do wszystkich brutalne zagranie łokciami wobec{cobbing} graczy przeciwnikanicowanie tylko do wsadzenie jakiejkolwiek części ciała do{flacking} obrońcy obręczy w celu wybicia wlatującego w niąkafla; obrońca powinien blokować obręczz przodu, a nie z tyłu

wtyk tylko do trzymanie kafla w chwili, gdy przechodzi{haversa- ścigających przez obręcz (kafel musi być rzucony)cking}fałsz tylko do manipulowanie kaflem, np. tak, by spadał(ouaffle- ścigających szybciej lub zygzakiempocking}spalenie do wszystkich dotknięcie lub złapanie znicza przezznicza graczy poza jakiegokolwiek gracza poza szukającym{snitchnip} szukającymogłupianie tylko do wtargnięcie na pole bramkowe więcej niż{stooging} ścigających jednego ścigającego
Sędziowie
Sędziowanie powierzane było niegdyś tylko najdzielniej-
szym czarownicom i czarodziejom. Zachariasz Mumps pi-
sze, że pewien sędzia z Norfolku, Cyprian Youdle, zmarł
podczas towarzyskiego meczu między miejscowymi czaro-
dziejami w 1357 roku. Niegodziwca, który rzucił śmiertel-
ne zaklęcie, nigdy nie złapano, ale sądzi się, że uczynił to
któryś z widzów. Od tego czasu nie odnotowano przypad-
ków uśmiercania sędziego, ale w ciągu stuleci było
kilkanaście przypadków manipulowania ich miotłami. Naj-
groźniejszy polegał na transmutowaniu miotły w świsto-
klik, tak że sędzia znikał nagle z pola gry i dopiero po kilku
miesiącach odnajdywał się na Saharze. Departament Czaro-
dziejskich Gier i Sportów opracował ścisły regulamin bez-
pieczeństwa odnoszący się do mioteł graczy i dzisiaj takie
incydenty zdarzają się, na szczęście, bardzo rzadko.
Skuteczny sędzia musi się odznaczać nie tylko znako-
mitym opanowaniem miotły. Musi nieustannie obserwo-

wać wszystkich czternastu graczy, więc trudno się dziwić,
że najczęstsza kontuzja sędziego to naciągnięcie mięśni
szyi. Podczas oficjalnych meczów sędziemu głównemu to-
warzyszą sędziowie boczni, którzy pilnują, by poza linią
boiska nie znalazł się żaden gracz ani żadna z piłek.
W Wielkiej Brytanii sędziów powołuje Departament
Czarodziejskich Gier i Sportów. Muszą przejść rygorystycz-
ne testy latania, zdać pisemny egzamin ze znajomości prze-
pisów quidditcha i w trakcie intensywnych sprawdzianów
wykazać, że nawet w najbardziej prowokujących okoliczno-
ściach nie ulegną pokusie rzucenia zaklęcia na obraźliwie
zachowujących się graczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:37, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział siódmy
Drużyny brytyjskie i irlandzkie

Konieczność utrzymywania gry w quidditcha w ta-
jemnicy przed mugolami zmusiła Departament
Czarodziejskich Gier i Sportów do wyznaczenia limitu
meczów rozgrywanych w roku. Amatorskie mecze są do-
zwolone, jeśli tylko drużyny zachowują odpowiednie
środki bezpieczeństwa, natomiast od 1674 roku, kiedy
powstała Brytyjska Liga Qudditcha, liczba zawodowych
drużyn jest ściśle ograniczona. Wybrano do niej trzyna-
ście najlepszych drużyn Brytanii i Irlandii, a resztę drużyn
rozwiązano. Te trzynaście drużyn nadal współzawodniczy
co roku o Puchar Ligi.

Armaty z Chudley {Chudley Cannons}
Wielu uważa, że Armaty z Chudley mają już najlepsze dni
poza sobą, ale ich zagorzali kibice wciąż wierzą w odrodze-
nie swojej ulubionej drużyny. Armaty zdobyty mistrzostwo
Ligi dwadzieścia jeden razy, ale od 1892 roku grają słabo
i nie docierają do finału. Noszą pomarańczowe szaty
z pędzącą kulą armatnią na piersi i literami AC na plecach.
W 1972 roku zmieniono hasło klubu, które do tej pory
brzmiało: „Zwyciężymy". Obecnie brzmi ono: „Trzymajmy
kciuki i nie traćmy nadziei".
Chluba Portree {Pride of Portree}
Drużyna pochodzi z wyspy Skye, gdzie założono ją
w 1292 roku. „Chluby", jak ich nazywają kibice, noszą
ciemnopurpurowe szaty ze złotą gwiazdą na piersi. Ich
najsłynniejsza szukająca, Catriona McCormack, była kapi-
tanem drużyny podczas dwóch zwycięskich meczów o mi-
strzostwo ligi w latach sześćdziesiątych XX wieku, a w re-
prezentacji Szkocji wystąpiła trzydzieści sześć razy. Jej
córka Meaghan gra obecnie na pozycji obrońcy. (Jej syn
Kirley gra na gitarze prowadzącej w znanym zespole Fa-
talne Jędze).
Harpie z Holyhead {Holyhead Harpies}
Harpie to bardzo stary klub walijski (założony w 1203
roku), jako jedyny w świecie przyjmujący wyłącznie cza-
rownice. Harpie mają ciemnozielone szaty ze złotym pazu-
rem na piersi. Rozegrany przez nie w 1953 roku zwycię-

ski mecz z Sokołami z Heidelbergu uważany jest za jeden
z najlepszych meczów quidditcha w historii. Trwał siedem
dni i zakończył się efektownym schwytaniem znicza przez
szukającą Harpii, Glynnis Griffiths. Po meczu kapitan
Sokołów, Rudolf Brand, zsiadł z miotły i natychmiast po-
prosił o rękę kapitana Harpii, Gwendolinę Morgan, której
wyczyny na Zmiataczu Piątce wprawiły go w zachwyt.
Jastrzębie z Falmouth {Falmouth Falcons}
Jastrzębie noszą szaty w kolorach ciemnoszarym i białym
z głową jastrzębia na piersi. Znani są z bardzo ostrej gry,
a reputację tę wzmocnili szczególnie ich słynni pałkarze,
Kevin i Karl Broadmoorowie, którzy grali w drużynie
w latach 1958 — 1969 i którzy aż czternaście razy byli za-
wieszani przez Departament Czarodziejskich Gier i Spor-
tów za wyjątkowo brutalną grę. Hasło klubu: „Wygramy,
a jak nie, to przynajmniej rozwalimy kilka łbów".
Katapulty z Caerphilly {Caerphilly Catapults}
Walijski klub Katapult powstał w 1402 roku. Zawodni-
cy noszą szaty w pionowe jasnozielone i szkarłatne pasy.
Katapulty osiemnaście razy zdobyły mistrzostwo Ligi,
a w 1956 roku, w finałowym meczu mistrzostw Europy,
pokonały norweskie Kanie z Karasjok. Po tragicznej śmier-
ci ich najsłynniejszego zawodnika, Llewellyna, zwanego
Groźnym, który został pożarty przez chimerę podczas wa-
kacji w Mykonos w Grecji, społeczność czarownic i czaro-
dziejów w Walii ogłosiła dzień żałoby narodowej. Obecnie

po zakończeniu sezonu rozgrywek ligowych najodważniej-
szy zawodnik roku otrzymuje pamiątkowy Medal Llewel-
lyna Groźnego.
Nietoperze z Ballycastle {Ballycastle Bats}
Najznakomitsza drużyna irlandzka, która już dwadzieścia
siedem razy zdobyła mistrzostwo Ligi Quidditcha, co daje
jej drugie miejsce w statystyce ligi. Członkowie drużyny
noszą czarne szaty ze szkarłatnym nietoperzem na piersi.
Ich słynna maskotka, Gacek Stodolak, znana jest również
z reklamy piwa kremowego, w której wyznaje: „Mam bzi-
ka na punkcie kremowego piwka!"9
Osy z Wimbourne {Wimbourne Wasps}
Osy mają szaty w poziome, żółto-czarne pasy z wizerun-
kiem osy na piersi. Założona w 1312 drużyna była osiem-
naście razy mistrzem ligi i dwukrotnie grała w półfinałach
mistrzostw Europy. Uważa się, że ich nazwa ma związek
z pewnym brzydkim incydentem, który miał miejsce w po-
łowie XVII wieku podczas meczu ze Strzałami z Appleby.
Pałkarz z Wimbourne, przelatując obok drzewa na skraju
boiska, dostrzegł zwisające z gałęzi gniazdo os i wybił je
w stronę szukającego Strzał, który został tak pożądlony, że
musiał zrezygnować z dalszej gry. Drużyna z Wimbourne

wygrała i od tej pory osa jest jej emblematem klubowym.
Kibice Os (znani jako „Żądlaki") tradycyjnie bzyczą głośno
na trybunach, aby wytrącić z równowagi ścigających prze-
ciwników, kiedy ci strzelają karnego.
Pustułki 2 Kenmare {Kenmare Kestrels}
Ta irlandzka drużyna została założona w 1291 roku i znana
jest do dziś na całym świecie z niesamowitych wyczynów
swoich maskotek, leprokonusów, a także z dopingu swoich
kibiców, którzy wspaniale grają na harfach. Pustułki mają
szmaragdowe szaty z odwróconymi do siebie grzbietami
żółtymi literami P i K na piersi. Darren O'Hare, obrońca
Pustułek w latach 1947 - 1960, był trzykrotnie kapitanem
reprezentacji Irlandii. Przypisuje się mu wprowadzenie
agresywnej formacji ścigających, znanej jako „głowa ja-
strzębia" (zob. Rozdział dziesiąty).
Sroki z Montrose {Montrose Magpies}
Sroki są najskuteczniejszą drużyną w historii ligi brytyj-
sko-irlandzkiej, której mistrzostwo zdobyły aż trzydzieści
dwa razy. Dwukrotnie zostały mistrzami Europy, więc
trudno się dziwić, że mają swoich fanów na całym świecie.
Spośród ich wielu znakomitych zawodników warto wymie-
nić szukającą Eunice Murray (zmarła w 1942 roku), która
wsławiła się żądaniem szybszego znicza, „ponieważ ten
zbyt łatwo złapać", i Hamisha MacFarlana (kapitan druży-
ny w latach 1957 - 1968), który po błyskotliwej karierze
zawodnika zasłynął jako równie skuteczny szef Departa-

mentu Czarodziejskich Gier i Sportów. Sroki mają czar-
no-białe szaty z wyobrażeniami srok na piersi i na plecach.
Strzały z Appleby {Appleby Arrows}
Ta pochodząca z północnej Anglii drużyna powstała w 1612
roku. Nosi jasnoniebieskie szaty z wyszytą na nich srebrną
strzałą. Kibice Strzał są zgodni co do tego, że największym
sukcesem drużyny było pokonanie w 1932 roku Sępów
z Vracy, ówczesnych mistrzów Europy. Mecz trwał szesna-
ście dni w fatalnych warunkach, bo w deszczu i gęstej mgle.
Dawny zwyczaj kibiców Strzał, polegający na wypuszczaniu
z różdżek w powietrze strzał za każdym razem, gdy ich ści-
gający zdobyli gola, został zakazany przez Departament
Czarodziejskich Gier i Sportów w 1894 roku, kiedy jedna
z owych strzał przebiła nos sędziego Nugenta Pottsa. Istnie-
je tradycyjna ostra rywalizacja między Strzałami a Osami
z Wimbourne.
Tajfuny z Tutshill {Tutshill Tornadoes}
Tajfuny mają błękitne szaty z podwójnym granatowym
T na piersi i plecach. Drużyna została założona w 1520
roku, a swój najświetniejszy okres przeżywała na początku
XX wieku, kiedy dowodzona przez swojego kapitana, szu-
kającego Rodryka Plumptona, pięć razy z rzędu zdobyła
mistrzostwo ligi. Jest to rekord wśród drużyn brytyjskich
i irlandzkich. Rodryk Plumpton grał dwadzieścia dwa razy
w reprezentacji Anglii jako szukający. Należy do niego re-
kord w szybkości schwytania znicza: uczynił to w trzy i pół

sekundy po gwizdku rozpoczynającym mecz (w 1921 roku,
przeciw Katapultom z Caerphilly).
Wędrowcy z Wigtown {Wigtown Wanderers}
Ten klub z kresów angielsko-szkockich został założony
w 1422 roku przez siedmioro latorośli pewnego czarodzie-
ja-rzeźnika, Waltera Parkina. Czterech braci i trzy siostry
utworzyli wspaniale zgraną drużynę, która rzadko prze-
grywała mecze. Złośliwi twierdzą, że do owych zwycięstw
przyczyniał się ich ojciec, obserwujący mecz z różdżką
w jednej ręce, a toporem rzeźnickim w drugiej. W ciągu
następnych stuleci w drużynie Wędrowców często spoty-
ka się potomków Parkinów, a na pamiątkę swojego po-
chodzenia członkowie drużyny noszą krwistoczerwone
szaty ze srebrnym toporem na piersi.
Zjednoczeni z Puddlemere {Puddlemere United}
Ta założona w 1163 roku drużyna jest najstarszą w całej li-
dze. Ma na swym koncie dwadzieścia dwa tytuły mistrzów
ligi i dwa mistrzów Europy. Hymn zespołu {Beat Back Those
Bludgers, Boys, and Chuck That Quaffle Here}10, został niedaw-
no nagrany przez czarownicę Celestynę Warbeck; dochód ze
sprzedaży zasili konto Kliniki Magicznych Chorób i Urazów
Szpitala św. Munga. Drużyna z Puddlemere nosi granatowe
szaty z emblematem klubu: dwoma skrzyżowanymi złotymi
łodyżkami sitowia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MartorRodon
Gryfon
Gryfon



Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:37, 22 Sie 2007    Temat postu:

Rozdział ósmy
Quidditch na świecie
Europa
W XIV wieku quidditch był już dobrze znany w Irlandii,
jak wynika z opisu meczu rozegranego w 1385 roku, który
pozostawił nam Zachariasz Mumps. „Drużyna Magów
z Cork przyleciała do Lancashire, by zagrać w quidditcha
z miejscową drużyną. Magowie ciężko obrazili gospodarzy,
spuszczając ich bohaterom tęgie lanie. Irlandczycy wyczy-
niali różne sztuczki z kaflem, których w Lancashire nigdy
przedtem nie widziano. W końcu musieli umykać z wioski
przed rozwścieczonymi widzami, którzy powyciągali różdż-
ki i ruszyli za nimi w pościg".
Różne źródła świadczą, że od początku XV wieku zaczę-
to grać w quidditcha również w innych częściach Europy.
Wiemy, że w owym czasie gra pojawiła się w Norwegii
(może wprowadził ją tam Olaf, kuzyn Goodwina Kneena?),
o czym świadczy urywek poematu napisanego na początku
owego stulecia przez norweskiego poetę Ingolfa Jambicz-
nego:
Och, cóż za dreszcz rozkoszny pod niebem mnie wita,
Gdy drżący płomyk znicza nade mną zaświta,
Śmigam ku niemu rączo, gawiedź wrzask podnosi,
Lecz wtem tłuczek przebrzydły na ziemię mnie kosi.
Mniej więcej w tym samym czasie francuski czarodziej
Malecrit umieścił w swojej sztuce Helas, Je me suis Trans-
figure Les Pieds {Biada mi, transmutowałem swoje stopy}
następujący dialog:
GRENOUILLE: Nie mogę dzisiaj iść z tobą na targ,
Crapaudzie.
CRAPAUD: Ależ Grenouille, sam nie zagonię tam krowy!
GRENOUILLE: Przecież wiesz, że mam być dzisiaj obrońcą.
Kto powstrzyma kafla, jeśli mnie zabraknie?
W 1473 roku rozegrano pierwsze mistrzostwa świata
w quidditchu, choć wzięły w nich udział wyłącznie drużyny
europejskie. Brak reprezentacji bardziej odległych państw
można tłumaczyć różnie. Być może zawiodły sowy roz-
noszące zaproszenia, może zaproszeni obawiali się tak
długiej i niebezpiecznej podróży, a może po prostu woleli
zostać w domu.
Finałowy mecz między Transylwanią i Flandrią prze-
szedł do historii jako najbardziej brutalna gra w dziejach

quidditcha. Po raz pierwszy doszło do wielu fauli, o któ-
rych przedtem nigdy nie słyszano, by wymienić choćby
transmutowanie ścigającego w tchórzofretkę, próbę pozba-
wienia obrońcy głowy za pomocą obosiecznego miecza czy
wypuszczenie przez kapitana Transylwańczyków spod sza-
ty stu krwiożerczych nietoperzy-wampirów.
Od tego czasu mistrzostwa świata rozgrywano co cztery
lata, choć drużyny pozaeuropejskie pojawiły się na nich do-
piero w XVII wieku. W 1652 roku ustanowiono mistrzo-
stwa Europy, rozgrywane co trzy lata.
Spośród wielu znakomitych klubów europejskich chyba
najbardziej znana jest drużyna Sępów z Vracy {Vratsa Vul-
tures}. Gra tych siedmiokrotnych mistrzów Europy wzbu-
dza zachwyt na całym świecie. To oni wprowadzili strzały
z dystansu (spoza pola bramkowego), znani są również
z braku oporu przed wystawianiem nowych zawodników,
by dać im szansę zdobycia rozgłosu.
We Francji częstym mistrzem ligi są Pogromcy Kafla
z Quiberon {Quiberon Quafflepunchers}. Słyną ze skompliko-
wanych, widowiskowych kombinacji i ze swoich szokująco
różowych szat. W Niemczech mamy Sokoły z Heidelber-
gu {Heidelberg Harriers}, drużynę, o której kapitan reprezen-
tacji Irlandii, Darren O'Hare, powiedział kiedyś, że jest
„bardziej zażarta od smoka i dwa razy od niego sprytniej-
sza". Luksemburg, gdzie quidditch jest bardzo popularną
rozrywką narodową, słynie ze swoich Bombardierów z Bi-
gonville {Bigonville Bombers}, znanych ze wspaniałej gry
obronnej i znakomitych ścigających, których nazwiska spo-
tykamy zawsze na czele listy najskuteczniejszych strzelców.
Portugalska drużyna Armada z Bragi {Braga Broomfleet}

ostatnio szybko pnie się ku szczytom sławy dzięki swojej
pionierskiej taktyce opartej przede wszystkim na mistrzow-
skiej grze pałkarzy, a polski zespół Goblinów z Grodziska
{Grodzisk Goblins} szczyci się znakomitym szukającym, Józe-
fem Wrońskim, którego nowatorskie kombinacje i zwody
znane są na całym świecie.
Australia i Nowa Zelandia
Na Nowej Zelandii quidditch pojawił się w XVII wieku,
zapewne dzięki grupie europejskich ziołoznawców, którzy
wybrali się tam na poszukiwanie rzadkich magicznych ro-
ślin i grzybów. Jak głosi tradycja, po całodziennym żmud-
nym zbieraniu próbek członkowie ekspedycji odprężali się,
grając w quidditcha na oczach zdumionych miejscowych
czarownic i czarowników. Nowozelandzkie Ministerstwo
Magii poświęciło mnóstwo energii i pieniędzy na ukrycie
przed mugolami maoryskich malowideł i płaskorzeźb
z tego okresu, na których przedstawiono białych czarodzie-
jów grających w quidditcha (te ciekawe zabytki sztuki ma-
oryskiej można obecnie obejrzeć na wystawie w gmachu
Ministerstwa Magii w Wellington).
Wiele wskazuje na to, że do Australii quidditch dotarł
dopiero w XVIII wieku, choć jest to kontynent idealny do
uprawiania tego sportu ze względu na wielkie obszary nie-
zamieszkane, gdzie można bezpiecznie wyznaczać pola gry.
Drużyny z antypodów zawsze zdumiewają europejskich
widzów swoją szybkością i zachwycają widowiskowym sty-
lem gry. Do najlepszych należą Papugi z Moutohory {Mo-

utohora Macaws} (Nowa Zelandia), słynne ze swoich czerwo-
no-żółto-niebieskich szat i maskotki klubowej, feniksa
Iskierki. Pioruny z Thundelarry {Thundelarra Thunderers}
i Wojownicy z Woollongong {Woollongong Warriors} przez
ponad połowę XX wieku zdominowały Ligę Australijską,
walcząc o pierwsze miejsce. Ich zawzięta rywalizacja, ba, na-
wet wrogość, są tak dobrze znane miejscowej społeczno-
ści czarodziejów, że popularną ripostą na przesadne prze-
chwałki jest powiedzenie: „Tak, a ja chyba zgłoszę się na
ochotnika, żeby sędziować w meczu Piorunów z Wojowni-
kami".
Afryka
Na kontynent afrykański miotłę przynieśli prawdopodobnie
europejscy czarodzieje, podróżujący tam w poszukiwaniu in-
formacji z zakresu alchemii i astrologii, a więc dziedzin,
w których afrykańscy czarodzieje byli zawsze szczególnie
uzdolnieni. W quidditcha nie gra się tam jeszcze tak często,
jak w Europie, ale jego popularność wciąż wzrasta.
Najwięcej drużyn quidditcha powstaje w Ugandzie.
Najlepszy ugandyjski klub, Buławy z Patonga {Patonga
Proudsticks}, zremisował w 1986 roku ze Srokami z Mon-
trose ku zdumieniu większości fanów quidditcha na całym
świecie. Aż sześciu graczy z tego klubu wystąpiło w bar-
wach Ugandy podczas ostatnich mistrzostw świata i jest to
najwyższa liczba zawodników z jednego klubu grających
w reprezentacji narodowej. Z innych afrykańskich drużyn
warto wymienić mistrzów szybkich podań, Zaklinaczy

z Czamba {Tchamba Charmers} (Togo), dwukrotnych zwy-
cięzców mistrzostw panafrykańskich, Pogromców Ol-
brzymów z Gimbi {Gimbi Giant-Slayers} (Etiopia), a także
Słoneczne Dziryty z Sumbawanga {Sumbawanga Sunrays}
(Tanzania), bardzo popularną drużynę, której taktyczna
„pętla" budzi zachwyt na całym świecie.
Ameryka Północna
Quidditch dotarł do Ameryki Północnej w początkach
XVII wieku, ale krzewił się tam powoli ze względu na
wyjątkową wrogość mugoli wobec czarownic i czarodzie-
jów, przywleczoną wówczas z Europy. Wielu czarodziejów,
którzy przesiedlili się w poszukiwaniu większej tolerancji
w Nowym Świecie, musiało zachowywać szczególne środki
ostrożności, co wpłynęło na spowolnienie rozwoju amery-
kańskiego quidditcha w tym wczesnym okresie.
W późniejszych czasach Kanada dała jednak światu trzy
z najznakomitszych drużyn na świecie: Meteoryty z Mo-
ose Jaw {Moose Jaw Meteorites}, Młoty z Haileybury {Hai-
leybury Hammers} i Niezrównanych ze Stonewall {Stone-
wall Stormers}. W latach siedemdziesiątych XX wieku
drużynie Meteorytów groziło karne rozwiązanie z powodu
jej tradycyjnego świętowania zwycięskiego meczu: śmiga-
nia nad miastami i wioskami i wystrzeliwania pióropuszy
iskier z ogonów mioteł. Obecnie Meteoryty podtrzymują
tę tradycję, odbywając takie loty nad boiskiem po zakoń-
czeniu każdego meczu, co stało się wielką atrakcją tury-
styczną.

W Stanach Zjednoczonych nie ma tylu dobrych dru-
żyn quidditcha, co w innych państwach świata, a to ze
względu na popularność miejscowej, typowo amerykań-
skiej gry na miotłach, zwanej quodpot. Jest to odmiana
quidditcha wynaleziona w XVIII wieku przez czarodzieja
Abrahama Peasegooda, który przywiózł ze sobą z Europy
kafla i zamierzał stworzyć drużynę quidditcha. Według
tradycji ów kafel przypadkowo zetknął się w kufrze z koń-
cem jego różdżki, Gdy peasegood wydobył go z kufra
i rzucił, kafel eksplodował mu prosto w twarz. O sporym
poczuciu humoru Peasegooda świadczy fakt, że natych-
miast obdarzył podobnymi właściwościami kilka skórza-
nych piłek i wkrótce całkowicie zapomniał o qudditchu,
oddając się wraz ze swoimi towarzyszami nowej grze,
w której najważniejszą rolę odgrywają owe wybuchowe
właściwości kafla, nazwanego „quodem".
W quodpocie w każdej drużynie gra jedenastu zawodni-
ków. Zawodnicy podają sobie quoda, starając się trafić nim
w pot {czyli „garnek"} znajdujący się na końcu pola, zanim
eksploduje. Gracz trzymający quoda w chwili, gdy piłka
wybucha, musi opuścić boisko. Kiedy quod zostanie wrzu-
cony do garnka (jest to zwykle kociołek napełniony roz-
tworem zapobiegającym wybuchowi piłki), drużyna za-
wodnika, któremu udał się wrzut, zdobywa punkt, a na
boisko wnosi się nowego quoda. W quodpota grywają
i w Europie, ale zdecydowana większość czarodziejów pozo-
stała tu wierna quidditchowi.
Bez względu na wielką popularność quodpota, w Sta-
nach Zjednoczonych narasta zainteresowanie quidditchem.
Ostatnio dwie amerykańskie drużyny osiągnęły już po-

ziom światowy. Są to: Gwiazdy ze Sweetwater {Sweetwater
All-Stars} (Teksas), które w 1993 roku, po dramatycznym
pięciodniowym meczu pokonały zasłużenie Pogromców
Kafla z Quiberon, oraz Zięby z Fitchburga {Fitchburg
Finches} (Massachusetts), które obecnie po raz siódmy
zdobyły mistrzostwo Ligi Amerykańskiej i których obroń-
ca, Maximus Brankovitch III, był kapitanem reprezentacji
Stanów Zjednoczonych podczas dwu ostatnich mistrzostw
świata.
Ameryka Południowa
W całej Ameryce Południowej grywa się w quidditcha,
choć i tutaj równie popularny jest quodpot. W ostatnim
stuleciu Argentyna i Brazylia doszły do ćwierćfinałów mi-
strzostw świata. Niewątpliwie najbardziej utalentowanym
w quidditchu narodem na tym kontynencie są Peruwiań-
czycy. Znawcy typują ich na mistrzów świata w ciągu naj-
bliższych dziesięciu lat. Uważa się, że do Peru przenieśli
quidditcha czarodzieje europejscy, wysłani tam przez Mię-
dzynarodową Konfederację w celu obserwacji żmijozębów
(miejscowy gatunek smoka). Od tego czasu quidditch stał
się prawdziwą obsesją peruwiańskiej społeczności czaro-
dziejów, a ich najsłynniejsza drużyna, Brzytwodzioby
z Tarapoto {Tarapoto Tree-Skimmers}, niedawno odbyła
tournee po Europie, wzbudzając zachwyt widzów.

Azja
Na Wschodzie quidditch nigdy nie cieszył się większą po-
pularnością, jako że latające miotły są rzadkością w kra-
jach, w których od wieków używa się latających dywanów.
Ministerstwa Magii takich krajów, jak Indie, Pakistan,
Bangladesz, Iran i Mongolia, w których kwitnie handel la-
tającymi dywanami, traktują quidditch nieco podejrzliwie,
choć ta dyscyplina sportowa ma i tutaj swoich fanów wśród
przeciętnych czarownic i czarodziejów.
Wyjątkiem jest Japonia, gdzie od początków XX wieku
quidditch zdobywa coraz większą popularność. Najlepszy
zespół japoński, Toyohashi Tengu, w 1994 roku był bli-
ski zwycięstwa nad litewskimi Gargulcami z Gródka {Go-
rodok Gargoyles}. Komitet Międzynarodowej Konfederacji
Quidditcha zabronił Japończykom tradycyjnego w tym
kraju ceremonialnego palenia mioteł po przegranym me-
czu, sprzeciwiając się marnotrawieniu cennego drewna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum HARRY POTTER Strona Główna -> Książki HP Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island